FILOZOFOWANIE Z DZIEĆMI

Artykuły

Artykuły wprowadzające do filozofowania dzieci


2019-04-26 Kałuski Bogusław
Cele oraz realia edukacji z różnych punktów widzenia

Czy szkoły, rodzice i uczniowie mają takie same cele?                           

Inspiracją był dla mnie opis systemów szkolnych organizowanych dla pierwotnych mieszkańców dżungli oraz opis zachowań uczestników całej tam sytuacji, tj. rządu, szkół, rodziców i dzieci. - Zob. w bibliografii artykuły Tarzycjusza Bulińskiego i Marty Rakoczy. - Wbrew pozorom, rdzenie ich punktów widzenia są różne, a także to, co jest oczywiste dla jednych, nie jest oczywiste dla drugich, albo nie chce być dostrzegane.

Spójrzmy na to, co się u nas robi i co się o tym sądzi.

Szkoły państwowe mają formować obywateli przydatnych danemu państwu, a zwłaszcza danej partii, która właśnie rządzi i doprowadza (lub nie) do mniejszej czy większej reformy systemu edukacji. Pamiętajmy, że obok i za partiami są także lobby biznesowe („przemysł potrzebuje fachowych pracowników, a nie artystów czy myślicieli”) oraz lobby ideologiczne, domagające się promocji jakiejś konkretnej wersji historii czy religii.

Rodzice albo nie reflektują tego niepisanego założenia, albo wprawdzie to przeczuwają, ale nie stać ich na „lepszą” szkołę, więc starają się zrealizować swoje cele na tym terenie, który jest dla nich dostępny, tj. w jakiejś szkole „rejonowej”. Wiemy natomiast, że wykształcenie (podstawowe, średnie, ogólne czy techniczne, choćby dobre rzemieślnicze, a wreszcie wyższe) decyduje o zarobkach, przynajmniej bazowo i na starcie. Dlatego w USA niektóre rodziny się przeprowadzają, aby móc wysyłać dzieci do odpowiednich szkół, bo szczególnie ważne są pierwsze lata nauki. - Z rozmysłem piszę o rodzicach, a nie o dzieciach, bo to rodzice decydują o finansach i zakresie nauki, znając swoje możliwości finansowe oraz zadatki swoich dzieci. - Rodzice zwykle chcą, aby ich dzieci miały jakiś przydatny zawód, umożliwiający zarabianie na życie, najlepiej w zgodzie z charakterem i zdolnościami dziecka, a zwłaszcza, aby dzieci zdobyły wykształcenie umożliwiające życie samodzielne(!), a deserem ma być zadowolenie z wykonywango zawodu. Niektórzy rodzice chcą, aby wykształcenie umożliwiało dzieciom kontynuowanie rodzicielskiego interesu, zawodu czy działalności politycznej. Niektórzy rodzice zwracają uwagę na to, aby wykształcenie było odpowiednie do psychiki dziecka, czy ze względu na zaburzenia, czy ze względu na szczególne zdolności. Innego przecież wykształcenia oraz otoczenia w pracy potrzebuje dziecko dynamiczne, a innego dziecko introwertywne.

Szkoły prywatne są firmami mającymi przynosić dochód. Wpływy mają z czesnego opłacanego przez rodziców oraz z dotacji państwowych przewidzianych ustawą. Szkoły te są przynajmniej dwojakiego rodzaju. Jedne obiecują rodzicom, że ich wykształcenie ułatwi uczniom zrobienie w przyszłosci takiej czy innej kariery (super szkoły, elitarne grupy), a drugie obiecują wykształcenie ułatwiające w przyszłości zajęcie w społeczeństwie miejsca adekwatnego dla indywidualnej osobowości dziecka, (np. szkoły waldorfskie, Montessori czy inne szkoły typu alternatywnego jak „szkoły demokratyczne”). Tu często rodzice dokonują dość świadomego wyboru szkoły.

Edukacja domowa, jako trzeci typ edukacji, ma różne cele, indywidualnie związane ze światopoglądem rodziców i jego transmitowaniem do dzieci. Celem może być wykształcenie (a także wychowanie) ułatwiające zrobienie kariery (społecznej, technicznej, finansowej), edukcja dostosowana do osobowości czy psychiki dziecka i umożliwiająca zajęcie adekwatnego miejsca w społeczeństwie, ale także np. także formowanie osobowości religijnej (innej niż w typowych szkołach). - Każdy typ edukacji musi realizować tzw. podstawę programową (zakres wiedzy), nałożoną przez ministra oświaty, jednak edukacja domowa daje największe pole manewru w uczeniu dzieci, przez indywidualne uwzględnienie ich psychiki, zdolności, zainteresowań, ilości czasu nauki oraz miejsca (dodatkowe zajęcia, których nie ma w szkołach, jak zajęcia w muzeach i wielu innych placówkach oferujących ubocznie zajęcia dla dzieci), a także różnorodne i bogatsze kontakty socjalne (dzieci szkolne, trochę jak wojsku, mają narzucone na wiele lat towarzystwo rocznikowe).

Dla nauczycieli edukcja to praca. Jeżeli mają entuzjazm, to jest im łatwiej. Jeżeli nie, to są mocno obciążeni często kolidującymi oczekiwaniami dyrekcji szkoły, rodziców oraz zachowaniem uczniów. Jeżeli mają wyraźne poglądy, mogą żyć w dyskomforcie realizowania programów, które im nie odpowiadają światopogladowo oraz w stresie pracy z duża ilością uczniów, bo gdy zajmują się zdolnymi, to słabi nie nadążają, a gdy zajmują się słabymi, to zdolni się nudzą.

Cele dzieci jest bardzo trudno określić konkretnie. Tylko niektóre dzieci są zainteresowane zdobywaniem wiedzy. Zwykle tylko jakiś jeden czy dwa przedmioty są dla nich interesujące. To mogą być też specjalne czynności, jak sport czy rysowanie. Dzieci mają takie czy inne charaktery i zdolności, więc chciałyby być w takim miejscu, gdzie czują się bezpiecznie (bez agresji, mobingu itp.) oraz gdzie czują się dobrze (fajnie). Dzieci chcą mieć kontakt z innymi dziećmi, które podzielają ich zainteresowania życiowe i potrzebują nawiązać prawdziwe przyjaźnie. Dzieci, siłą rzeczy, ulegają rodzicom i przynajmniej po części chcą ich zadowolić. Dzieci mają też aspiracje i ambicje, a to może być jednym z motorów zdobywania wiedzy, nabywania umiejętności, zdobywania dobrych ocen oraz uznania nauczycieli i innych osób ważnych.

Gdy znamy ogólne, deklarowane cele organizatorów i uczestników, a więc: dzieci, rodziców dzieci szkolnych, kadry szkolnej, kadry państwej, właścicieli szkół prywatnych (którzy prowadzą szkoły w celu osiągnięcia zysku), rodziców jako jednocześnie organizatorów i nauczycieli w przypadku edukacji domowej, to możemy się zastanawiać i sprawdzać, które cele i w jakim stopniu są faktycznie realizowane w konkretnych szkołach. Myślę, że posyłając dziecko do szkoły, czy zmieniając szkołę, warto zrobić pisemny remanet celów wszystkich uczestników własnej sytuacji. Bo wbrew pozorom, choć istnieje coś w rodzaju umowy społecznej, to jednak diabeł tkwi w szczegółach i dlatego często się okazuje, że państwo jest niezadowolone z kadr, a rodzice i dzieci są niezadowoleni ze szkół. Wynika to z naiwnego i nieweryfikowanego polegania na opiniach, domysłach i braku aktywnego rozeznania konkretnej sytuacji.

W praktyce wychodzi, że rodzice nie do końca są świadomi do jakiej szkoły posyłają dziecko. Np. „elitarni” rodzice często starają się wysyłać swoje dzieci do „elitarnych” szkół, a później się w niektórych przypadkach okazuje, że albo dzieci nie są dość zdolne, albo nie tak pracowite, albo zapracowani rodzice nie mają czasu na pomaganie dzieciom. Jest bowiem tak, że wszystkie szkoły, z powodu przeładowanych programów, przerzucają na rodziców część zadań edukacyjnych przez zadawanie mnóstwa zadań domowych. A już nagminnie jest to robione w tzw. szkołach elitarnych, dążących do uzyskania szczególnie wysokiej średniej w celu przyciągnięcia nowych klientów. - Inny przykład. Słyszałem, że do „szkół demkoratycznych” trafiają m.in. dzieci z problemami edukacyjno-wychowawczymi w poprzednich szkołach. Później niektórzy z takich rodziców (i dzieci) byli rozczarowani, ponieważ nie zadali sobie trudu zrozumienia zasad kolejnej szkoły swego dziecka. - Boarding school children, tj. dzieci internatowe, bywają skuteczne we wspinaniu się na typowych szczeblach kariery, ale ze względu na izolację od rodziców, ratują się od tęsknoty przez odcinanie się od odczuwania własnych uczuć i w efekcie jako dorośli bywają mało empatyczni. Czy to jest dobre dla reszty ludzi i świata? Zob. w bibliografii link do boarding school Wielkiej Brytanii.

My rodzice potrzebujemy zorientować się rzetelnie w realiach i zawiłościach naszej dżungli edukacji, aby posyłać nasze dzieci tam, gdzie, ucząc się, będą nabywały umiejętności właśnie też orientowania się w świecie w ogóle i robienia tego, co dla nich życiowo najlepsze. Używając talentów, inteligencji, ambicji, uczuć, kontaktów społecznych oraz generalnie żyjąc w świecie jak w morzu, a nie jak w stawie.

Czyż nie jest tak, że pierwszą szkołę życia dzieci przechodzą w łonie matki, a drugą w domu rodzinnym? Otóż, jak pokazują nowe badania, tych szkół bywa więcej i to dużo wcześniej. Kształtowanie osobowości wnuka zaczyna się przynajmniej w ciele babki. - „Kiedy twoja babcia była w piątym miesiącu ciąży, z twoją matką, komórka blastyczna komórki jajowej, z której powstałeś, była już obecna w jajnikach twojej matki. s. 38. „[Teraz] Nie możesz zmienić swego DNA [...] ale jeżeli zmienisz sposób jego funkcjonowania, wyjdzie na to samo”. [...] „Kiedy się uczymy, zmienia się ekspresja genów w naszych neuronach”. [...] To, co robimy i myślimy, wpływa na ten proces”. s. 76. - Zob. na ten temat książkę „Nie zaczęło się od ciebie”, której autorem jest Mark Wolynn. Jako rodzice możemy nie tylko dać dobry przykład orientowania się w świecie i mądrego działania swoim własnym dzieciom, ale wtedy prostujemy drogi także następnym pokoleniom.

Zorientowanie się jest nie tylko standardowym działaniem skutecznych dowódców i szefów, ale umysłową i moralną powinnością rodziców. Jesteśmy bowiem rodzicami swoich dzieci do końca naszych dni, a źle wykonane obowiązki odbijają się w naszych sumieniach oraz w nieszczęściach naszych dzieci.


Bibliografia
1. Tarzycjusz Buliński, Marta Rakoczy, Antropologia szkoły: tradycje, postulaty, inspiracje. s. 7-28 oraz: Tarzycjusz Buliński, Badania edukacji formalnej wśród Indian Amazonii: w stronę antropologii szkoły. s.123-139 w: Tarzycjusz Buliński, Marta Rakoczy (red.), Communicare: Almanach antropologiczny. Szkoła/pismo, t. V. Warszawa: Wydawnictwa Uniwersytetu Warszawskiego 2015. https://www.wuw.pl/product-pol-1142-Almanach-antropologiczny-Communicare-Tom-5-Szkola-Pismo.html
2. Mark Wolynn, Nie zaczęło się od ciebie, Wydawnictwo Czarna Owca, Warszawa 2018.
3. Fragment United Kingdom w: https://en.wikipedia.org/wiki/Boarding_school

 

na górę